poniedziałek, 2 maja 2016

Rozdział 7

Między rozłożystymi świerkami wiał chłodny, październikowy wiatr, a księżyc rzucał jasne światło na słabo wydeptaną, krętą ścieżkę. Przedzierając się przez gęste połacie zachodnich lasów okalających Darkvill miałem w głowie tylko jedną myśl.
Zdążyć na czas.

            Było zimno, ale nie czułem chłodu. Za to w moje nozdrza, raz po raz uderzał zapach, którego nie sposób pomylić z żadnym innym… Cedr. Dla zwykłego człowieka miał on jedynie lekko słodkawą, ziemną nutę, którą można wykorzystać do produkcji drogich perfum i zbić na tym majątek. Dla nas oznaczał zupełnie coś innego.
Wołanie o pomoc.
            Wziąłem głęboki oddech i przyspieszyłem kroku. Powoli zaczynałem żałować, że wcześniej nie usłuchałem swego instynktu i zamiast pilnować Amelii, skupiłem się na polowaniu. Niestety ostatnie wydarzenia na Uniwersytecie w Montgomery skutecznie odwróciły moją uwagę i sprawiły, że na sekundę straciłem czujność. Przełknąłem ciężko ślinę, czując jak ciarki idą mi po plecach. W tym momencie mogłem jedynie mieć nadzieję, że owa sekunda nie będzie kosztowała dziewczyny życia.
            Dwie minuty później zostawiłem za sobą mroki leśnego poszycia i stanąłem u progu długiego na trzysta metrów pola. Moim oczom wreszcie ukazał się stary Dworek Lauver, zamieszkiwany obecnie przez rodzinę Green. Wysokie, ceglane mury zakończone dwoma strzelistymi wieżyczkami górowały dumnie nad resztą zielonego terenu. Niewielu miałoby odwagę zamieszkać w tak odludnym i nieco przerażającym miejscu. Ludzie w Darkville uważali ten dom za starą ruderę, nawiedzaną przez duchy wcześniejszych mieszkańców. Zacisnąłem szczęki. To oczywiście była bzdura. Znałem prawdziwą, niezwykle piękną historię tego uroczego niegdyś miejsca. Historię ukrytą na tyle głęboko, by nawet wybitny znawca tutejszej kultury, nie mógł się do niej dokopać…
            Z moich ust wydobyło się ciche przekleństwo, gdy zszokowany omiotłem wzorkiem plac przed sobą. To, co zobaczyłem, sprawiło, że włos zjeżył mi się na głowie. Całą posiadłość spowijał zwarty tuman gęstej mgły, zupełnie jakby dworek znajdował się w jakimś ciemnym, burzowym leju. Westchnąłem ciężko. Takie skupisko ciemnej energii nie mogło oznaczać nic dobrego…
            Dopiero teraz zorientowałem się, że pada, a zimne, deszczowe krople moczą skórzaną kamizelę. Uniosłem wzrok, skupiając się na niecodziennym widoku. Jakieś czterysta metrów przede mną błyskawice raz po raz przecinały granatowe sklepienie i z ciężkim łomotem kończyły swoją podróż, uderzając w ziemię. Gdziekolwiek spojrzałem, widziałem cienkie jak nici, wybuchy jaskrawego światła. Jednak to nie one najbardziej przyciągały uwagę, a unoszący się wysoko ponad ziemię, jasny, błyszczący pył. Zmrużyłem oczy, by lepiej przyjrzeć się wysyłanym znakom. Złociste drobinki unosiły się w powietrzu, tworząc znane tylko nielicznym – określone symbole.
            Nawet nie zauważyłem, jak moje dłonie bezwiednie zacisnęły się w pięści, gdy doszedł do mnie sens osobliwej wypowiedzi. Przeklinając w duchu własną głupotę, wyjąłem z kieszeni komórkę i wcisnąłem guzik szybkiego wybierania. Lydia odebrała po pierwszym sygnale.
            — Gdzie jesteś?! — Biegnąc w kierunku antycznej rezydencji, starałem się przekrzyczeć odgłos łomoczących piorunów.
            — Będę za trzy minuty. — Mimo wyostrzonych zmysłów, ledwie słyszałem, co mówiła. Dźwięki burzy drażniły moje uszy.
            — Pospiesz się! — Rzuciłem szybko i przyspieszyłem kroku.
Mijając zachodni żywopłot wpadłem na tylny ogród i szybko odnalazłem wzrokiem niewysoką, drobną postać, ubraną w długi, beżowy płaszcz. To właśnie ona starała się skontaktować z nami w jeden z pradawnych, aczkolwiek skutecznych sposobów.
            Gdy dostrzegła moją obecność, jej dłoń zamarła w powietrzu, a jasne drobinki posypały się na mokrą, czarną ziemię. Wiatr szarpnął beżowym kapturem, który opadł na szczupłe, kobiece ramiona.
            To była Sarah Green - matka Amelii. Mój żołądek ścisnął się boleśnie, gdyż szybko zorientowałem się, że nie ma przy niej córki. Uderzyła mnie pewna, niepokojąca myśl, ale stłumiłem ją w zarodku. W tej chwili należało działać ostrożnie…
            Przerażona kobieta, odsunęła się kilka kroków do tyłu, jednak szybkim gestem dałem jej znać, że nie mam złych zamiarów. 
            — Wzywałaś… pomocy. — Rzekłem spokojnie, w swym ojczystym języku. Nie chciałem jeszcze bardziej jej wystraszyć, jednak musiałem sprawdzić, czy na pewno wie z kim ma do czynienia. 
            Twarz Sarah momentalnie zbladła, a oczy rozszerzyły się w zdumieniu. Stojąc, w niknących strugach jesiennego deszczu, wyglądała jak półprzezroczysta, zgnębiona mara. Nigdy wcześniej, nie miałem okazji osobiście jej poznać, choć już nie raz widziałem tę sympatyczną kobietę. Gdy niemal od trzech lat obserwuje się pewną, nietypową rodzinę, można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy…
            Matka Amelii przesunęła spanikowanym wzrokiem po mojej twarzy, zahaczając o przemoczoną koszulę i ciemne jeansy.
            — Udowodnij, że nie jesteś jednym z nich. — Drżała wypowiadając te słowa. Nie posługiwała się naszym dialektem. Żaden człowiek nie mógł go używać. — Pokaż, że nie nosisz w sobie Mroku…
            Nieco zdumiony, skinąłem lekko głową. To nie był odpowiedni czas na zastanawianie się, skąd ta ludzka kobieta zna nasze runy i wie o istnieniu Mrocznych. Pytania mogły poczekać. Teraz zależało mi jedynie na sprawdzeniu, co dzieje się z jej córką.
            — W porządku. — Cofnąłem się, unosząc dłoń na wysokość serca. Ujawnianie ludziom naszego istnienia, było z oczywistych względów zabronione. Chyba, że miało się bardzo ważne powody… Znajome iskrzenie rozeszło się po moim kręgosłupie, więc powoli nabrałem powietrza.
Ja miałem.
            Gdy zamknąłem oczy, poczułem nagły przypływ odżywczej energii. Skupiłem się jedynie na jej szczątkowej części. Nie było sensu urządzać wielkiego pokazu. Zależało mi jedynie, by przekonać kobietę, że nie ma powodu do obaw. Jeśli Sarah posiadała jakąkolwiek wiedzę o naszym rodzaju, jej wątpliwości szybko się rozwieją...
            Unosząc powieki, spojrzałem prosto w twarz kobiety, która nagle wydała z siebie okrzyk zdumienia. Jej lekko rozszerzone oczy wpatrywały się we mnie zarówno ze strachem, jak i nieskrywaną ciekawością. Przez moment wydawało mi się, że zacznie uciekać, ale na szczęście tego nie zrobiła. Odetchnąłem z ulgą, ponieważ to zdecydowanie nie była odpowiednia chwila na ganianie za rozhisteryzowaną rodzicielką Amelii.    
            Deszcz przestał padać, pozostawiając za sobą jedynie ciężkie, wilgotne powietrze. Podświadomie wyczułem bliską obecność Lydii, wysłałem jej więc krótką, mentalną wiadomość, by nie przestraszyła kobiety. Rzadko korzystałem z tej umiejętności, ale przecież nadal ją posiadałem.
            Sarah jeszcze przez moment błądziła wzrokiem po mojej twarzy, po czym wreszcie się odezwała:
            — Musicie pomóc mojej córce. — Poprosiła cicho. — Ona… nie jest do końca… sobą. — Odwróciła się w kierunku dworku, zahaczając wzrokiem o niewielki okienny wykusz. Podążyłem za jej spojrzeniem, zdając sobie sprawę, że tam zapewne mieściła się sypialnia dziewczyny. Szybko rozejrzałem się po reszcie terenu, by ocenić ewentualne zagrożenia. Ulżyło mi, gdy zorientowałem się, że tym razem dworek nie został napadnięty. Na terenie posiadłości nie wyczuwałem żadnego z Tenebris, choć wciąż nie podobało mi się skupisko ciemnej materii, znajdującej się nad domem. W tym momencie moją uwagę przyciągnęło niewielkie, okrągłe okno umieszczone w dachu. Delikatny odblask światła rzucał promienie przez zabrudzone szkło, sprawiając wrażenie, jakby w pomieszczeniu paliły się świece. Niepokojąca myśl wkradła mi się do głowy.
            — Gdzie Amelia? — Spytałem kobiety starając się, by mój głos brzmiał spokojnie.
Sarah spojrzała dziwnie, zapewne zastanawiając się skąd znam imię jej córki, ale zaraz odpowiedziała:
            — Leży w łóżku… Chora… — Wskazała na jedną z trzech wysuniętych okiennic. — Ja… Nie wiem już… Jak jej pomóc. — Kobieta wydawała się strasznie przygnębiona. Skuliła się jeszcze bardziej, a jej zmęczony wzrok znacznie przygasł. Mój żołądek ścisnął się boleśnie, gdy pomyślałem sobie, że dziewczyna musi być w naprawdę kiepskim stanie. Od poniedziałku Amelia nie pojawiła się w szkole, a cały wcześniejszy tydzień ja byłem poza miastem. Gdybym wcześniej szczerze porozmawiał z dziewczyną, zamiast polować na cholernego ogara, może dowiedziałbym się czegoś istotnego i nie doszło by do tej przykrej sytuacji.
            — Zrobię co będę mógł. —  Rzekłem szczerze. — Proszę zaprowadzić mnie do córki i wyjaśnić w czym rzecz. — Gestem nakazałem zmartwionej rodzicielce iść przodem. Kobieta zawahała się przez moment, patrząc mi w twarz zbolałym wzrokiem. Wiedziałem, że była zaniepokojona, ale nie chciałem tracić czasu na zbędne dyskusje. Lekko poirytowany, westchnąłem ciężko.
            — Pani Green… — Mój głos był spokojny, lecz zdecydowany. — Jeśli mam pomóc Amelii, muszę wiedzieć… — Przeraźliwy krzyk przerwał mi wpół zdania i sprawił, że każdy mięsień ciała natychmiast się spiął. Z dziwnym przeczuciem, odszukałem wzrokiem okrągłe okno i… Zamarłem. Kilka jaskrawych błysków, przedarło się przez szybę, po czym w pomieszczeniu nastała kompletna ciemność.
            — Cholera… — zakląłem pod nosem i pędem rzuciłem się w kierunku tarasowego wejścia. Tak jak myślałem, dziewczyna musiała jakimś cudem zawędrować na strych. Nawet jeśli – jak przed chwilą stwierdziła Sarah – Amelia była bardzo chora, i tak wczłapała się po wąskich stopniach na samą górę! W tej chwili nie chciałem nawet zastanawiać się, co ją do tego skłoniło. Miałem jedynie nadzieję, że usłuchała mojej wcześniejszej rady i nie dotykała lustra. Machinalnie zacisnąłem zęby, aż usłyszałem ich zgrzyt.
Przecież ona nigdy mnie się słuchała…
Kilkoma krokami przeciąłem salon, napotykając po drodze Lydię.
            — Zajmij się Sarah! — Warknąłem, słysząc w oddali błagalne krzyki kobiety, by nie zrobić krzywdy jej dziecku. Biedna rodzicielka, pomimo wezwania nas do pomocy, wciąż obawiała się, że zranimy jej córkę.  
            Parsknąłem zdenerwowany, biegnąc szybko przez przestronny hol w kierunku drewnianych schodów. Bóg mi świadkiem, że nigdy świadomie nie chciałem zaszkodzić Amelii, choć już podczas pierwszego spotkania zdałem sobie sprawę, że prawdopodobnie mam do czynienia z wrogiem. Moja osobliwa reakcja na przypadkowy dotyk dziewczyny ewidentnie świadczyła o tym, że nie była ona człowiekiem. A skoro nie posiadała jeszcze Znaku, mogło to oznaczać tylko jedno...
W córce Sarah płynęła krew Mrocznych.
            Wzdrygnąłem się na samą myśl, a moje mięśnie zareagowały automatycznie –napięciem. Nie wiedziałem jak to jest możliwe, by Tenebris tak doskonale tuszowała się w ludzkiej postaci, jednak nie potrafiłem inaczej wytłumaczyć tego, co czułem w obecności dziewczyny. Przez ponad dwa lata szukałem dowodów, świadczących o tym, że Amelia należy do Mrocznych. W którymś momencie skontaktowałem się nawet z Radą, by zaczerpnąć więcej informacji o najokrutniejszej rasie, jaka kiedykolwiek zamieszkiwała Ziemię. Chciałem spytać, czy to w ogóle realne, by Tenebris w tak doskonały sposób zdołali podszyć się pod ludzi, ale dowiedziałem się jedynie, że natura Mrocznych nigdy na to nie pozwoli. Byli zbyt okrutni, by móc pokornie wtopić się w tłum, dlatego osobniki ich gatunku od razu zdradzały swoją tożsamość. W końcu żywili się ludzkim cierpieniem, czerpiąc ogromną przyjemność z zadawania bólu…
            Nim się zorientowałem, stałem już przy schodach prowadzących na poddasze. Kilkoma krokami pokonałem wąskie stopnie i już miałem wpaść do pomieszczenia, gdy niespodziewanie zatrzymałem się w miejscu.
            Wejścia na strych broniła niewidzialna bariera. Objechałem wzrokiem kontur otwartych drzwi. Była mocna, ale nie na tyle, bym nie mógł jej sforsować. Nabrałem głęboko powietrza i przymknąłem oczy. Na dnie swojego umysłu odnalazłem odpowiednie słowa i skupiłem się na przezroczystej osłonie. Z początku nic się nie działo, ale po kilkunastu sekundach poczułem, jak skorupa powoli pęka, wpuszczając mnie do środka.  
            Zrobiłem krok w przód, zdając sobie jednocześnie sprawę, że żaden człowiek nie był by w stanie pokonać tej zapory. Ludzie mieli zbyt mało sił witalnych, a ich zmysły, były zbyt słabo rozwinięte, by mogli w jakikolwiek sposób manewrować czystą materią. Pełen złych przeczuć, szybko rozejrzałem się po niewielkim pomieszczeniu i… Znieruchomiałem.
            Moim oczom ukazało się smukłe, kobiece ciało leżące na zakurzonych deskach, naprzeciwko odsłoniętego zwierciadła. Wzdrygnąłem się bezwiednie, zdając sobie jednocześnie sprawę, że Amelia najwidoczniej nie była człowiekiem skoro spoczywała nieprzytomna za wysokim filarem, a jej wyciągnięta dłoń niemal stykała się z przezroczystym lustrem. Szybko podbiegłem do dziewczyny i kucając, zbadałem wzrokiem nieprzytomną postać. Wyglądała na strasznie rozpaloną, ale rytmiczne, choć słabe bicie serca świadczyło o tym, że jeszcze żyje. Dotknąłem jej czoła i syknąłem jak oparzony…
            Takie skupisko ciemnej energii w drobnym, kobiecym ciele było wręcz niewiarygodne! Niestety domyśliłem się również, skąd dziewczyna tyle jej zaczerpnęła. Wściekły, zerknąłem na martwe lustro i po raz kolejny zakląłem w duchu. Mogłem przecież się domyślić, że ten wścibski, ognistowłosy anioł, będzie zbyt ciekawy, by trzymać się z daleka od poddasza! Moje ostrzeżenia na nic się zdały. Niestety w tej chwili plucie sobie w brodę również było bezcelowe.
            Nie zastanawiając się dłużej wziąłem dziewczynę na ręce i pokonując ból, spowodowany tym energetycznym kopniakiem, szybko opuściłem strych. Jak zwykle, przy bliższym kontakcie z Amelią, moje ciało dodatkowo reagowało dziwnym mrowieniem. Ogarnął mnie znajomy żar, powoli wlewając się w każdą komórkę zachłannego ciała. Sam nie wiedziałem, czy odczucie to ma na celu przyciągać nas do siebie, czy rozdzielać, choć osobiście uważałem, że to pierwsze…
            Wściekły, zacisnąłem mocniej dłonie. Czemu do cholery myślę o tak nieistotnych bzdurach, podczas gdy dziewczyna leży prawie martwa w moich ramionach?
            Na dole stromych schodów czekała już Lydia wraz z Sarah. Matka Amelii pisnęła przerażona, widząc nieprzytomną córkę.
            — Boże! — Podbiegła do mnie, gdy opuszczałem wąskie przejście. — Co zrobiłeś mojemu dziecku?! — Panika wymalowała się na jej twarzy, ale w obecnej chwili, nie miałem czasu na zbędne wyjaśnienia.
            — Musisz mi pomóc Lydia. — Ominąłem Sarah i zwróciłem się do kuzynki, która z niedowierzaniem patrzyła to na mnie, to na Amelię. Prawdopodobnie domyśliła się, co było powodem omdlenia dziewczyny i dodatkowo dziwiła, czemu ta jeszcze żyje. — Trzeba upuścić jej trochę mocy, bo inaczej ciało nie wytrzyma.
            Lydia choć nadal zszokowana, szybko skinęła głową, po czym zwróciła się do zapłakanej kobiety:
            — Pani Green, jeśli chce pani pomóc, proszę zaprowadzić nas do sypialni córki. — Jej spojrzenie jak zwykle w takich momentach było stanowcze. — Potrzebujemy w samotności się nią zająć.
            Matka Amelii przez moment wyglądała, jakby nie zakodowała tego, co zostało do niej powiedziane. Jej dłonie trzęsły się lekko, a twarz kolorem przypominała czyste płótno. Wciąż nie spuszczała zlęknionego spojrzenia ze swojego dziecka.
            — Jakim cudem znalazła się na strychu? — Wyszeptała nagle, drżącym głosem. — Przecież była taka słaba…
            — Pani Green! — Zirytowany wpadłem jej w słowo. Jakoś trzeba było dotrzeć do kobiety nim jej córka umrze mi na rękach. —  Gdzie sypialnia Amelii?!
Sarah wzdrygnęła się na dźwięk ostrego tonu, ale wyglądało na to, że wreszcie doszło do niej znaczenie naszych słów.
            — Trzecie drzwi po prawo. — Gestem wskazała kierunek. Słysząc to Lydia zerwała się przodem, a ja ruszyłem tuż za nią, przytulając bliżej bezwładne, rozpalone ciało. Matka Amelii została w tyle. Gdy kuzynka zamykała za mną lite, dębowe drzwi, oboje usłyszeliśmy cichy płacz. Przez moment zrobiło mi się żal zrozpaczonej rodzicielki, która pragnęła jedynie dobra własnego dziecka. Niestety oboje z Lydią doskonale wiedzieliśmy, że nie było czasu do stracenia. Potrzebowaliśmy chwili osobności, by przygotować się do uwalniania skumulowanej energii z ciała dziewczyny. Nie mogliśmy pozwolić, by uczestniczyła przy tym Sarah. Gdyby przypadkiem rozszalała się mentalna burza, matka Amelii znalazłaby się w poważnym niebezpieczeństwie. Westchnąłem ciężko. Nie potrzebowaliśmy kolejnych ofiar...
            Przeszedłem kilka kroków i delikatnie ułożyłem dziewczynę na posłaniu, przyglądając się jej drobnemu, kobiecemu ciału. Ubrana była jedynie w cienką, bawełnianą bluzkę i krótkie szorty, ale biło od niej takie gorąco jakby pod gładką, alabastrową skórą szalał ogień. Moje spojrzenie omiotło, długie, zgrabne nogi, kuszące wcięcie w talii i pełne, jędrne piersi, słabo ukryte pod białym materiałem. Poczułem, jak robi mi się duszno, a pot wstępuje na czoło. Poddenerwowany odchrząknąłem szybko, gdyż ciało zareagowało wbrew mojej woli. Wyprostowałem plecy i zauważyłem, że Lydia przygląda się z zaciekawieniem. Gorąco wstąpiło nagle na moje poliki, jednak zaraz się otrząsnąłem… W końcu facet musiałby być martwy, by nie zauważyć tak wyjątkowej urody – usprawiedliwiłem się w myślach. A ja nie byłem martwy – wręcz przeciwnie – przy tej dziewczynie czułem się cholernie ożywiony.
            — Blake! — Zlękniony głos Lydii wybudził mnie z zadumy. — Spójrz! — Podeszła do posłania, wskazując na dłoń dziewczyny. Przeniosłem tam wzrok i… wstrzymałem oddech. Pod delikatną skórą palców zaczęły tworzyć się drobniutkie, krwiste pajączki, pnąc się coraz wyżej aż do łokcia, i powoli obejmując przedramię. Ręka wręcz pulsowała ognistą czerwienią, a ja nie wciąż nie chciałem dopuścić do siebie znaczenia tego całego widowiska.
             Czy… to przemiana? — Posłałem kuzynce zaniepokojone spojrzenie.
            — Obawiam się, że tak. — Lydia odpowiedziała twardym wzrokiem, ale widać było, że jest równie zszokowana. Ostrożnie dotknęła dziewczyny, by zaraz z sykiem odsunąć rękę. — Dziwne, że dochodzi do niej tak późno. Poza tym u nas nigdy tak gwałtownie nie przebiega… — Spojrzała na mnie uważnie. — Jej żyły wręcz płoną Blake. To niemożliwe, by człowiek wytrzymał taką kumulację mocy. Amelia musi być jedną z… z nich. — Wzdrygnęła się wypowiadając te słowa.
            Przełknąłem ciężko ślinę, gdy uświadomiłem sobie co kuzynka ma na myśli. Nagle oczywisty fakt, udowadniający, że od samego początku miałem rację, zupełnie przestał mnie cieszyć. Moje spojrzenie powędrowało w kierunku delikatnych rysów nieprzytomnej koleżanki. Skrzywiłem się, zaciskając usta w wąską linię.
            Była taka niewinna… Nawet teraz, wśród tylu oczywistych dowodów, sam nie mogłem uwierzyć, by ta piękna, zadziorna dziewczyna, która setki razy zalazła mi za skórę, okazała się żądnym krwi, bezdusznym potworem. Westchnąłem, całkiem zrezygnowany. To nie mogło być prawdą…  
            Niestety jedno nie ulegało wątpliwości - Amelia nie była zwykłym śmiertelnikiem. Żadne, choćby nie wiem jak silne, ludzkie ciało, nie mogło przechowywać takiej ilości energii. Przy tym natężeniu mocy, nawet kilka sekund oznaczało dla człowieka śmierć… Zbłąkany kosmyk ognistych włosów opadł na rozpalony policzek. Bezwiednie sięgnąłem po niego, odgarniając za ucho i zachwycając się jedwabistą miękkością.
            Jednak Amelia jakimś cudem wciąż żyła, a widząc, co w tej chwili dzieje się z dziewczyną, mogliśmy śmiało stwierdzić, że nie należy ona również do naszego rodzaju. Kobiety Kardian zawsze ciężko przechodziły swoją pierwszą przemianę, choć zdecydowanie nie wyglądała ona w ten sposób, a przede wszystkim nie była aż tak gwałtowna…
            Z reguły, gdy mijały pierwsze bóle, dziewczyny szybko wracały do formy, świętując rychłe nadejście Znaków. Stawały się silniejsze i gotowe na dorosłe już życie. Pomimo dyskomfortu jaki niosła za sobą przemiana, każdy oczekiwał jej z niecierpliwością, chcąc wreszcie dowiedzieć się jakim, szczególnym darem został obdarzony.
            U Amelii jednak wszystko wyglądało inaczej, dlatego pozostawało tylko jedno, okrutne wyjaśnienie…
            — Miałeś rację Blake. — Głos Lydii wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia. — Przykro mi, że ci nie uwierzyłam.
            Spojrzałem pustym wzrokiem na kuzynkę. Jej słowa nie dały mi żadnej satysfakcji. Wręcz przeciwnie. Byłem cholernie wściekły! Niczego w tej chwili bardziej nie pragnąłem, niż zwyczajnie się mylić.
            — Nie możemy ryzykować. — Dodała, zerkając na Amelię. — Poza tym jej ciało i tak nie zdąży się przystosować, nim proces przemiany dobiegnie końca. Zresztą, może to i lepiej… — Głos Lydii był stanowczy, ale przygnębiony wyraz twarzy kobiety świadczył o tym, że bolały ją wypowiadane słowa. Wbiła we mnie smutny wzrok. —  Musimy pozwolić jej odejść Blake… Tak będzie łatwiej…
            Poczułem nagłe ściskanie w piersi, a moje ciało jakby opadło z sił. Tętno zaczęło przyspieszać, pociągając za sobą niepokojąco szybkie uderzenia serca. Nabrałem głęboko powietrza, gdyż płuca nagle zapragnęły większej ilości życiodajnego tlenu.
            Odejść…? Przymknąłem powieki, by w tej samej sekundzie, oczami wyobraźni zobaczyć roześmianą, ognistowłosą dziewczynę, która przez ostatnie trzy lata nie opuszczała moich myśli.
            Od pierwszego spotkania obserwowałem jej zachowanie, śledziłem rodzinę oraz przyjaciół, chcąc za wszelką cenę udowodnić Radzie, że odkryłem pierwszego w historii Tenebris, który potrafił sprytnie podszyć się pod człowieka. W końcu, od początku wyczuwałem w Amelii krew Mrocznych, a nie ulegało wątpliwości, że mój dar nigdy wcześniej nie zawiódł. Dziwiłem się jedynie, dlaczego zmysły zareagowały tak późno... Z reguły potrafiłem wywęszyć te mroczne żmije, nawet z większych odległości, jednak przy tej niezwykłej, czerwonowłosej dziewczynie nic nie było takie jak powinno…
            Spuściłem wzrok, wbijając go w rozpalone, bezwładne ciało. Krwiste pajączki powoli zachodziły na ramiona, uderzając w kierunku klatki piersiowej. Zacisnąłem dłonie w bezsilnym geście, podczas gdy w mojej głowie jedna myśl goniła drugą...   
            Kiedy podczas naszego pierwszego spotkania, przypadkowy dotyk Amelii pozwolił mi rozpoznać w dziewczynie krew Mrocznych, byłem stuprocentowo przekonany, że mam do czynienia z najgorszym wrogiem. Moje zmysły zareagowały natychmiastowo i gdyby nie fakt, że znajdowaliśmy się na szkolnym dziedzińcu pełnym bezbronnych ludzi, nasze spotkanie z pewnością zakończyło by się w mniej przyjemny sposób.
            Los jednak zadecydował inaczej, a każdy kolejny dzień, tydzień, czy miesiąc poświęcony na obserwację ognistowłosej pierwszoklasistki sprawiał, że czułem się coraz bardziej zdezorientowany i zagubiony. Bo choć wielokrotnie próbowałem - nie mogłem zaprzeczyć oczywistym faktom, które przez lata widziały moje oczy...
Amelia nie miała w sobie, nic z przesiąkniętych złem i okrucieństwem Tenebrisów. Żeby było lepiej - stanowiła ich totalne przeciwieństwo! Co dzień patrzyłem, jak buduje ciepłe relacje z napotkanymi ludźmi, zawiązuje przyjaźnie i ciężką pracą zdobywa szacunek wśród nauczycieli… Na dodatek całkowicie nie zwracała uwagi na złośliwe aluzje niektórych zazdrosnych panienek, starających się „umilić” jej życie, czego zdecydowanie nie można było przypisać do porywczej natury Mrocznych…
            Najbardziej jednak nieprawdopodobny był fakt, że dziewczyna od lat z dumą znosiła wszelkie moje przytyki, nie pozwalając się sprowokować. Co prawda, była pyskata i zadziorna, choć musiałem szczerze przyznać, że najczęściej jej zachowanie stanowiło gest obronny, a nie czystą złośliwość. To jednak nie zmieniało faktu, że opanowała mistrzostwo w graniu na moich nerwach. Nikt tak jak ona, nie potrafił wyprowadzić mnie z równowagi, jednym tylko spojrzeniem bursztynowych oczu. Niestety samopoczucia nie poprawiał mi również fakt, że nie raz miałem ochotę zamknąć jej tę śliczną, niewyparzoną buzię w najlepszy z możliwych sposobów – własnymi ustami. Niecodzienna uroda i magnetyczna bliskość dziewczyny sprawiała, że sam byłem wściekły na swoje prymitywne reakcje…
            Westchnąłem ciężko, pocierając dłonią zmarszczone czoło, a mój wzrok powędrował do pełnych, różowych warg, które teraz wykrzywił grymas bólu. Kolejny już raz stłamsiłem pod nosem przekleństwo, gdyż niespodziewanie zdałem sobie z czegoś sprawę…  
            Bez względu na okoliczności, nie byłem w stanie pozwolić tej dziewczynie umrzeć. Nie mogłem tak po prostu zrezygnować z jej cholernych przytyków i patrzeć jak powoli uchodzi z niej życie! Nawet jeśli należała do Mrocznych, nawet jeśli moje zmysły wyczuwały tą pieprzoną, ciemną krew nie potrafiłem tak zwyczajnie i bez skrupułów pozwolić jej odejść! Nie kiedy obraz ciepłej, uśmiechniętej, kobiecej postaci wciąż majaczył mi przed oczami, sprawiając, że coś strasznie tu nie pasowało… Instynkt uporczywie podpowiadał mi, że zagadka pochodzenia ognistowłosej koleżanki jest dużo bardziej skomplikowana niż z pozoru mogłoby się wydawać…     
            Minęło kilka bardzo długich sekund, nim odetchnąłem głęboko, spokojny, że wreszcie podjąłem właściwą decyzję. Wiedziałem, że będzie mnie ona sporo kosztować, ale to nie był czas na liczenie zysków oraz strat…
            Tym razem postanowiłem odrzucić swój dar i zaufać dziwnemu impulsowi, który od początku pchał mnie do największego wroga. Jeśli Amelia przebudzi się jako jedna z Tenebris – będę wiedział co robić. Teraz jednak…
Teraz zamierzałem jej pomóc.
            — Przygotuj się do uwalniania energii, Lydio. — Zwróciłem się w kierunku oniemiałej kuzynki. Chwilę przyglądała mi się uważnie, jakby chciała odczytać wszystkie, skrywane myśli. Zapewne rozważała, czy przypadkiem nie zwariowałem. Sam zresztą nie byłem tego pewien. Speszony, odwróciłem głowę.
            — Blake, to nie jest dobry pomysł. — Przez jej głos przedzierało się niedowierzanie pomieszane z nutą paniki. — Zdajesz sobie sprawę, co się stanie, jeśli…
            — Jeśli to faktycznie Tenebris? — dokończyłem za nią. Poczułem wściekłość, gdy wreszcie zasugerowała to głośno, choć z drugiej strony dobrze wiedziałem, że nie było czemu się dziwić. Sam w końcu spędziłem ponad dwa lata, by wszystkim udowodnić tą tezę, dopóki jakiś czas temu nie odpuściłem z braku dowodów. Moje prywatne odczucia nie miały tu nic do rzeczy…  
            — Blake rozumiem twoje wahanie. — Odezwała się nagle kuzynka, patrząc ze współczuciem. — Ale Mroczni…
            — Posłuchaj Lydia. — Po raz kolejny jej przerwałem. W tej kwestii nie zamierzałem odpuścić. —  Widziałaś kiedyś Tenebris, który potrafi ze stoickim spokojem znosić przytyki innych? Albo który znałby znaczenie słowa przepraszam czy dziękuję? 
Kiwnęła głową.
              Nie.
            — No właśnie. — Potwierdziłem. — Więc spójrz teraz na tę dziewczynę i powiedz mi, że tak po prostu mam pozwolić jej umrzeć.
            Lydia zawahała się przez moment, po czym niechętnie zwróciła wzrok na bezbronną, kobiecą postać. Czerwone nitki sunęły dalej po ciele, zbliżając się niebezpiecznie w kierunku serca Amelii.
            — Będziemy mieć przez to kłopoty Blake. — Odezwała się po chwili. — Starszyźnie się to nie spodoba…
            — Być może. — Zgodziłem się. Nie było sensu zaprzeczać, bo oboje dobrze wiedzieliśmy, jaką postawą odznaczała się Rada w stosunku do Mrocznych. Określały ją dwa słowa – natychmiastowa eliminacja.
            — Nie martw się. — Pocieszyłem kuzynkę. — Zajmę się nimi później.
Lydia spojrzała na mnie krzywo, jakby nie do końca była przekonana, czy Rada zniesie kolejny mój wybryk, jednak wreszcie skinęła twierdząco głową.
            — Niech będzie. — Mruknęła pod nosem, siadając po przeciwnej stronie posłania. Odetchnąłem z ulgą, ciesząc się, że - jak zawsze - mam w niej sprzymierzeńca. Pomimo znacznej różnicy wieku, kuzynka najczęściej stawała po mojej stronie, nie bacząc na to, że byłem sporo młodszy. Zwykle ufała mojej intuicji, choć nie raz wprowadzałem nas przez to w kłopoty. Wdzięczny, przyglądałem się jak Lydia bierze Amelię za rękę, a na jej twarzy pojawia się nieciekawy grymas. Natłok energii skupiony w ciele dziewczyny również i ją wprowadzał w osłupienie.
            Westchnąłem ciężko, czując budzące się obawy, powodowane jedynie faktem, że sam podjąłem decyzje i  sprowokowałem do niej kuzynkę, wiedząc jak wysoka może być stawka za niepowodzenie…
            Mimo wątpliwości, usiadłem na łóżku i dotknąłem leżącej bezwładnie dłoni. Bolesny prąd, który przemknął wzdłuż ramienia jedynie utwierdził mnie w przekonaniu, że czekający nas rytuał stanowi nie lada wyzwanie. Co prawda, mieliśmy już do czynienia z ogromnymi energetycznymi gniazdami, ale nigdy nie znajdowały się one w drobnym, ludzkim ciele, które na dodatek chcieliśmy zachować przy życiu…
            Nagle uświadomiłem sobie, jak wiele ryzykuje dla mnie kuzynka. Nie pierwszy raz wprowadzałem ją w kłopoty, ale to posunięcie mogło nie skończyć się na zwykłej naganie Starszyzny. Nie miałem prawa decydować za nas oboje, a jednak to zrobiłem. Gdybym miał więcej oleju w głowie, nie doszłoby w ogóle do tej sytuacji.   
            — Lydio, jeśli chcesz się wycofać, zrozumiem — Rzekłem poważnie, by dać dziewczynie szansę odwrotu. — Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. I tak już wiele razy nadwyrężyłem twoją dobroć.    
Kobieta prychnęła lekceważąco.
            — Chyba żartujesz? — W jej głosie pobrzmiewał sarkazm, ale i rozbawienie. — Nie rozśmieszaj mnie Blake. Miałabym pozwolić, by taka frajda przeleciała mi koło nosa? Zerknęła na mnie spode łba i widząc, że się waham dodała szybko:
            — Słuchaj dzieciaku… — Jej spojrzenie było teraz łagodne. Raczyła mnie nim zawsze, gdy próbowała wbić coś do tępej głowy. — Nie myśl, że do czegokolwiek mnie zmuszasz. Sama decyduje o tym co robię, więc przestań w końcu gadać i zaczynajmy nim dziewczyna umrze.
            Tym stwierdzeniem natychmiast przywróciła mi trzeźwość myślenia. Z wdzięcznością kiwnąłem jej głową.  
            — Podzielmy energię na nas dwoje i postarajmy nie wypuścić poza obszar pokoju. — Mrugnąłem do Lydii, by dodać jej otuchy. Sam nie do końca wierzyłem, że ten manewr ma jakiekolwiek szanse powodzenia, ale warto było spróbować. Krwista linia otaczała już serce Amelii, więc nasz czas szybko się kurczył. Miałem tylko nadzieję, że Sarah trzyma się gdzieś z daleka, na wypadek gdyby coś poszło nie tak. Jeśli jakaś większa wiązka czarnej materii dotarłaby do kobiety, niewykluczone, że od razu mogłaby ją zabić.
            Po raz ostatni zerknąłem na kuzynkę, która ledwo zauważalnie skinęła głową i podałem jej swoją dłoń…
            Gdy nasze palce się zatchnęły, ból szarpnął mną do tyłu, o mało nie zwalając z posłania. Mocniej ścisnąłem rękę kobiety, widząc, że i ona ledwie utrzymała równowagę. Przez twarz Lydii przemknął kolejny wyraz zaskoczenia, gdy namacalnie zdała sobie sprawę, na co w gruncie rzeczy się porywamy.
            Westchnąłem ciężko, próbując stłamsić wewnętrzny niepokój. Teraz, gdy stworzyliśmy zamknięty krąg, nie było już żadnych szans odwrotu. Nawet chwilowe przerwanie kontaktu niosło za sobą tragiczne skutki. Gdyby tak potężna moc wymknęła się spod naszej kontroli, piękny dworek Louver zatrząsnął by się w posadach, prawdopodobnie pochłaniając za sobą cztery ofiary. Jedynie szczelnie zamknięty obwód dawał jakieś nikłe szanse powodzenia, ponieważ w ten sposób, mogliśmy być pewni, że najgorszy rdzeń energii, nie wydostanie się poza naszą trójkę…
            Poczułem jak moje mięśnie napinają się pod wpływem napierających na nie, bolesnych fal. Amelia była w tej chwili jedynie naczyniem, z którego należało upuścić „nieco” mocy, natomiast odwalenie całej brudnej roboty leżało po naszej stronie.
            Mimochodem zerknąłem na Lydię, która podobnie jak ja oddychała z wielkim trudem i poczułem nagłe wyrzuty sumienia. Nie - nie żałowałem podjętej decyzji, choć wiedziałem, że  tym razem wpakowałem nas w naprawdę niezłe bagno. Ścisnąłem mocniej obie trzymane przeze mnie dłonie, przygotowując się do najważniejszej części rytuału. W teorii byliśmy w stanie zniwelować niszczące działanie czarnej materii i rozładować ją dzięki naszej własnej sile witalnej. Niestety to była tylko teoria. W praktyce zaś sporo ryzykowaliśmy…
            Spojrzałem na ognistowłosą dziewczynę, której krucha dłoń spoczywała w mojej zaciśniętej pięści. I to dla kogo? Przełknąłem ślinę. Prawdopodobnie dla naszego największego wroga…
            Gdy kolejna fala ognistego bólu omal nie spaliła nas od środka, zdałem sobie sprawę, że to jedynie skromny początek tego, co będzie miało dziś miejsce. Uśmiechnąłem się krzywo. Najlepsza zabawa dopiero się zaczynała…

______________________________________________________________________

Po raz kolejny witam serdecznie wszystkich Czytelników!
Wiem, że okres dodawania kolejnych rozdziałów się wydłuża. Mogę Was jedynie za to przeprosić. Niemal każdą wolną chwilę poświęcam na pisanie, ale jak widać tych chwil mam niewiele…  
Jak zapewne zdążyliście zauważyć, rozdział 7 różni się od poprzednich. Czym? A no tym, że postanowiłam troszeczkę „zajrzeć” w głowę Blake’a, który w tej części stał się osobą prowadzącą narrację : )
Przyznam szczerze, że nieco martwił mnie owy „zabieg”. Jednak zaczynając to opowiadanie, wiedziałam, że w którymś momencie będę chciała pokazać rzeczywistość oczami Sandersa. W końcu obok Amelii – to on jest drugim, głównym bohaterem. Dlatego też, by zaprezentować różne perspektywy, będę od czasu do czasu, przeskakiwać między narracją prowadzoną przez te dwie postaci. Ułatwi mi to również wyjaśnienie wielu kwestii pojawiających się w opowiadaniu.
Rozdział 7 zawiera też sporo nowych informacji, które wraz z kolejnymi częściami będą nabierać głębszego sensu.
To chyba tyle jeśli chodzi o mnie więc…
Serdecznie zapraszam Wszystkich do dzielenia się swoją opinią, pytaniami czy wątpliwościami : )
Z pozdrowieniami,
Whiteberry

             

38 komentarzy:

  1. Witaj! :D
    Niecierpliwie czekałam na ten rozdział i szczerze Ci powiem, że mnie zaskoczył. Pokazanie umysłu Blake'a było, moim zdaniem, wspaniałym pomysłem! Przybliżyłaś mam zarówno jego postać, jak i świat przedstawiony - i love it!! <3
    Jestem Twoją wielką fanką, czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały :D kocham Twój styl i postacie <3
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam : )
      Naprawdę martwiłam się pomysłem przerzucenia narratora na postać Blake’a, dlatego ogromnie się cieszę, że komuś przypadł do gustu : ) Dzięki temu „zabiegowi” faktycznie mam możliwość pokazać świat jego oczami, ukazać zupełnie inną perspektywę i przedstawić jak zmienia się ten młody mężczyzna pod wpływem jego relacji z zadziorną koleżanką ^_^ Myślę, że ta dwójka jeszcze nie raz nas zaskoczy ; )
      Ślicznie dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  2. Czekałam na ten rozdział z wielkim zniecierpliwieniem. Codziennie zaglądałam tu w nadzieji, że zobaczę upragniona cyfrę "7". Muszę przyznac że bardzo podobają mi się twoje pomysły. Za dobry pomysł uważam też zmienienie perspektywy. Będę czekać na następny rozdziali mam nadzieję że pojawi się szybko. Życzę weny i więcej czasu na pisanie.
    P.S. Sorry że jako anonim ale coś się mi popsuło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już pisałam, bardzo mi miło, że pomysł jakoś się przyjął : ) Cieszę się też, widząc jak Czytelnicy wiernie oczekują kolejnego rozdziału, nawet jeśli ten czas nie jest krótki. Mam nadzieję, że w przyszłości będę mogła więcej chwil poświęcać na pisanie. Tym bardziej, że tyle pozytywnych słów, bardzo mnie motywuje ; )
      Dziękuję za opinię i serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  3. Twoje opowiadanie jest niesamowite! Uwielbiam twój styl pisania. Ten rozdział był emocjonujący, że aż sama się denerwowałam losem Amelii. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i mam nadzieję, że pojawi się szybko. Powodzenia i tak trzymać <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Wciąż pracuję nad stylem, a takie słowa pokazują, że warto ;) Postaram się, żeby każdy rozdział obdarzał Czytelnika jakąś wiązką emocji. Nie obiecuję – ale również mam nadzieję, że kolejną część uda mi się wstawić nieco wcześniej.
      Serdecznie pozdrawiam! : )

      Usuń
  4. Strasznie zaciekawiłaś mnie tym rozdziałem. Z niecierpliwością czekam na kolejny. Mam nadzieję że będzie tak interesujący jak 7. Dużo weny i czasu życzę abyś mogła dalej tworzyć takie cuda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się spodobało: ) Mam nadzieję, że kolejne rozdziały również Cię zainteresują.
      Dziekuję za komentarz i pozdrawiam!:)

      Usuń
  5. No no robi się coraz ciekawiej. Fajnie ze napisałaś ten rozdział "oczami" Blake'a. Mam nadzieje ze akcja jeszcze sie rozwinie i skończy sie dobrze :D Z niecierpliwoscią czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ulżyło mi, że pomysł w miarę się przyjął, ponieważ planuję czasem zaglądać do głowy Sandersa ; )
      Ślicznie dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  6. Przepraszam, ze tak późno, ale piszesz tak długie rozdziały, że czasem nie mam czasu, by je przeczytać :)
    Piszesz naprawdę dobrze - jak dla mnie mogłabyś nawet wydać wersję papierową XD
    Czekam z niecierpliwością na to, co się stanie w następnym rozdziale :*
    Wreszcie zaczynam rozumieć tytuł!
    Ireth

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wersja papierowa to w moim przypadku raczej sfera marzeń, ale dziękuję za miłe słowa. Co do tytułu – z pewnością znajdzie on swoje głębsze odniesienie w dalszych rozdziałach ; )
      Pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń
  7. Hej, rozdział świetny i prawie codziennie tu wchodzę w nadziei, że powstał kolejny!!!
    Pisz tak dalej, bo aż nie mam ochoty czytać innych blogów :)
    Kocham, kocham, kocham... twój styl i pomysły.
    Pamiętaj, że największa fanka czeka na dalszy ciąg!!!
    Asmith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie!
      Ogromnie się cieszę, że tak cenisz sobie mojego bloga : ) To bardzo motywujące słowa. Mam nadzieję, że czytanie dalszych rozdziałów będzie dla Ciebie równie przyjemnie : )Niestety mam opóźnienie przy kolejnej części, ale biorę sie ostro do pracy...
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  8. Ach, tego mi brakowało! :D
    Żebyś nie miała wątpliwości, to E.T. się do Ciebie zgłasza. ;)
    Jak zwykle, zacznę od błędów:
     – masz problem z zapisem dialogów (już kiedyś poruszałam tę kwestię), więc podsyłam do (UWAGA: reklama) „Językowych dylematów” – tam masz całkiem fajnie objaśnione tak naprawdę wszystkie nurtujące zagadnienia (jeżeli czegoś nie uda Ci się znaleźć, warto po prostu wpisać w przeglądarkę „zapis dialogów” – na pewno coś wyskoczy);
     – druga sprawa dotyczy interpunkcji, ale jest to zmora wszystkich (nawet tych już całkiem doświadczonych) autorów, więc nie będę się tak czepiać (zwłaszcza że nie zapisałam sobie żadnych przykładów – dlaczego tak się stało, napiszę w dalszej części komentarza);
     – trzecia i ostatnia moja obiekcja ślęczy nad narracją – nie lubię, kiedy się tak skacze, jest to dla mnie pewnego rodzaju niekonsekwencja, ponieważ jeżeli nie potrafisz (a niewielu to potrafi) przekazać całej fabuły w narracji pierwszoosobowej, to nie powinnaś się za nią brać i pozostać przy trzecioosobowej (nie wygląda to dla mnie estetycznie [jeśli można to tak nazwać], a nietrudno się potem pogubić).
    Trochę posmęciłam, prawda? Ale wolisz mnie szczerą do bólu, c'nie? :D
    Zgaduję, że już załamujesz ręce i zastanawiasz się, co jeszcze E.T. wywlecze z tego rozdziału – i tu Cię zaskoczę, bo nic! Powaliłaś mnie tym rozdziałem (zwłaszcza tyloma informacjami, których szczędziłaś przez ostatnie rozdziały) tak, że moje oczka nie zwróciły uwagi na błędy – były tak pochłonięte treścią. *.*
    Wyjaśniło się niesamowicie dużo kwestii (czyt. humorki ciążowe Blake'a), dałaś też fundamenty pod tajemniczą Radę (a tu wyczuwam wielki wybuch). Tak naprawdę czuję się teraz oszołomiona i mimo że nadal nie mam pojęcia, kim w praktyce jest Blake i spółka, to wiem, że będzie się działo (i z pewnością jest to powiązane z ojcem Amelii, nie może nie być).
    Ach, obróciła się też jedna z moich teorii, że to ktoś bliski Amelii – jeżeli Blake wyczuwa tych Mrocznych, to myślę, że już by tego kogoś wyłapał (chyba że tamci coś odkryli, coś, co pomogłoby zniwelować ich... zapach? moc? aurę?).
    Wiem, trochę krótko, patrząc na poprzednie komentarze, ale nie mam już siły (a jest wpół do osiemnastej). Zatem życzę weny, czasu, pomysłów (i czego tam jeszcze potrzebujesz) i powracaj do nas z nowym rozdziałem! ❤
    E.T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie!
      Od razu dziękuję za wiele cennych wskazówek. Obiecuję cały czas się dokształcać : ) Z tą narracją naprawdę miałam dylemat. Obawiałam się właśnie, by nie wprowadzić zbytniego zamętu. Staram się trzymać narracji pierwszoosobowej, jednak samo przeskakiwanie między postaciami jest ryzykowne. Myślę, że jeśli bardzo bym się uparła, to mogłabym pozostać jedynie przy Amelii, chociaż nie ukrywam, że kosztowałoby mnie to sporo dodatkowego wysiłku. W każdym razie, będę starała się tak prowadzić wątki, by przeskakiwanie między dwoma głównymi bohaterami dawało Czytelnikom szerszą perspektywę i nie wprowadzało jakiegoś strasznego zamieszania. Mam nadzieję, że podołam : ) W razie co - proszę śmiało wytykać błędy, ponieważ uważam, że to najlepszy sposób na doskonalenie umiejętności ; )
      Cieszę się też, że rozdział Cię wciągnął : ) Tym bardziej, że miałam co do niego wiele obaw. Starałam się przemycić w nim sporo informacji, głównie dotyczących Blake’a, choć jak widać, nadal nie odkryłam wszystkich kart.
      Wkrótce jednak chłopak uczciwie nam się przedstawi… ; )
      Ślicznie dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  9. Wspaniały blog jaki kiedykolwiek czytałam!!! :) Naprawdę cudowny! Nie żałuję, że na niego trafiłam. Jest to jeden z najlepszych blogów jaki czytałam do tej pary! Pisz dalej! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany : ) Ślicznie dziękuję za te miłe słowa. Od razu chce się siadać i pisać: ) Szkoda tylko, że obowiązki nie pozwalają mi na szybsze dodawanie rozdziałów… Mimo wszystko – będę się starać.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  10. Dla mnie rewelacja ! Przeczytałam wszystko w jeden dzień (w sumie to w 2) Opowiadanie świetne i szkoda, że nie ma kolejnego rozdziału. Mam nadzieję, że będę miała jeszcze okazję poczytać twoje prace :) No cóż, pozostaje tylko życzyć powodzenia i ogromnej weny ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, ze moje opowiadanie tak Cię wciągnęło : ) Obiecuję, że będę dalej ciężko pracować ; ) Bardzo dziękuję za miłe słowa i serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  11. Kiedy nowy rozdział ? :);*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio nie było mnie przez jakiś czas, więc dopiero teraz zasiadam do dalszego pisania... Nie chcę nic obiecywać, ale będę starała się zamieścić go jak najszybciej : )
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. życzę bardzo dużo weny kochana :)❤;* i czekamy na rozdział ;);**

      Usuń
  12. Super rozdział! Jak zwykle zresztą ;) Uwielbiam twojego bloga! Uwielbiam twój styl pisania, uwielbiam to, w jaki sposób przedstawiasz bohaterów. Potrafisz wprowadzić niesamowity nastrój opowiadania, nie można przestać czytać, a kiedy już skończysz, natychmiast odliczasz minuty do następnego rozdziału :) Trochę szkoda, że rozdziały są tak rzadko, ale za to za każdym razem nadrabiają jakością ;)
    Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam ; ) Bardzo mi miło, że opowiadanie przypadło Ci do gustu. Wiem, że rozdziały pojawiają się naprawdę rzadko, ale niestety mam niewiele czasu na pisanie. Może kiedyś to się zmieni ; ) W każdym razie, rozdział 8 już powoli się tworzy : )
      Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  13. Czytam ten rozdział już nie wiem który raz jest meeegaaaa i chciałabym juz przeczytać nastepny ;):* pozdrawiam i duzo weny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję : ) Własnie zamieściłam nastepny. Mam nadzieję, że też się spodoba : )
      Pozdrawiam!

      Usuń
  14. Nominowałam cię do LBA! http://skrzydlo-kruka.blogspot.com/2016/05/liebster-blog-award-cos-czego-jeszcze.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Ostatnio nie mam czasu zająć się tą kwestią, ale jak znajdę chwilkę – przystąpię do działania : )
      Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  15. A mnie wyjątkowo ten rozdział może nie nudził, co irytował. Nie mam niczego do zmiany perspektywy i choć wielu uzna to za nieprofesjonalne i niekonsekwentne, to ja uznam za zamysł autora, z jakiegoś powodu konieczny, a ponieważ to jego opowiadanie to ma sobie prawo skakać po perspektywach ile wlezie. Jest wiele książek co pisane są w różnej osobie, a czasami nawet różnymi czasami. Komuś może się to nie podobać, ktoś inny coś takiego ubóstwiać, bo dzięki temu ma możliwość poznać spojrzenie różnych bohaterów, a jeszcze innemu może być zupełnie obojętne.
    Mnie rozdział zirytował, bo często w nim było powtarzane jedno i to samo o tych złych ukrytych w ludziach i przyznaję też, że różnego rodzaju przemiany oraz wzmianki o energiach mnie nie kręcą, bo to już dla mnie nie należy do fantastyki, która powinna być nieco skryta w mroku, a do sice fiction (nie wiem czy dobrze napisałem), ale tak jak mówię, to tylko według mnie.
    Pozostać jednak na blogu zamierzam, bo ciekawi mnie kobieta z lustra i jej powiązanie z Amelią.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mimo wątpliwości postanowiłeś śledzić losy Amelii i Blake’a. Wiem, że moje opowiadanie nie jest szczytem oryginalności i często łatwo przewidzieć rozwój akcji, ale mam skromną nadzieję, że jeszcze uda mi się zaskoczyć czymś Czytelnika : ) To dopiero początki, więc jeszcze sporo przede mną…
      Dziękuję, że poświęciłeś czas by nadrobić i skomentować każdy z rozdziałów.
      Pozdrawiam serdecznie : )

      Usuń
  16. Kiedy bedzie kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie go wstawiłam. Przepraszam, za tą przerwę, ale ostatnio sporo podróżuję i sporadycznie też zaglądam na bloga. Mam nadzieję, że wkrótce będę miała więcej czasu : )
      Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  17. Po kolejnej przerwie, ale w końcu jestem i przyznam się, że cieszę się, że ominął mnie tylko jeden rozdział bo inaczej nie wiem kiedy znalazłabym czas na czytanie ;)
    Jestem zadowolona z tego rozdziału, nie ma co ukrywać. Dałaś tyle informacji, tyle rzeczy wyjaśniłaś lecz jednocześnie nie oszczędzałaś nowych tajemni i zagwozdek.
    Lecz to co najbardziej przypadło mi do gustu to pisanie z perspektywy Sandersa! Powiem z ręką na sercu, że niepotrzebnie się tym martwiłaś. Wszyło naprawdę dobrze! :)
    Weny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że ten rozdział nie zawiódł Twoich oczekiwań : ) Będę starała się dalej! Miło, że znajdujesz czas by tutaj zajrzeć : )
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! : )

      Usuń
  18. Muszę przyznać że piszesz świetnie i strasznie mnie ciekawi co będzie dalej i chciałabym się dowiedzieć kiedy następny rozdział ??? Już nie mogę się doczekać i mam nadzieję że niedługo skończysz no bo w sumie ten rozdział dodalas 2 miesiące temu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wreszcie wstawiłam kolejny rozdział : ) Miło mi, że zaciekawiła Cię historia Amelii i Blake’a. Wiem, że części pojawiają się bardzo rzadko, dlatego proszę o cierpliwość : )
      Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  19. Niecierpliwie czekam na następny rozdział. Piszesz wspaniale

    OdpowiedzUsuń